Rodzina na wakacjach

Wspólnota, trzynastozgłoskowiec i prysznic w aucie

24 lipca 2018 0 komentarzy

Poniedziałkowy wieczór – dobiega końca czwarty dzień naszej wyprawy.  Dym unoszący się znad grilla zwiastuje kolację – jako że znajdujemy się na kempingu w Bułgarii dziś na kolację będą kebapcze – tutejsze kiełbaski z mielonego mięsa.

 

Ale od początku. Wyruszyliśmy w piątek rannym świtem z zamiarem pokonania drogi tak aby w niedzielę zdążyć na polską mszę do Burgas (Bułgaria) na 12.00. Teoretycznie czasu było aż nadto. Zakładaliśmy że w dwie doby dojedziemy na kemping do Bułgarii. Tam po przespanej nocy i prysznicu zamierzaliśmy świeży i rześcy iść na mszę świętą.

Jednak wyprawa rządzi się swoimi prawami. Jeszcze w Polsce okazało się, że nasza samochodowa klimatyzacja działa… aż za dobrze tzn. nie daje się wyłączyć. Zmuszeni byliśmy do postoju u mechanika (godzina do tyłu). W Rumunii postanowiliśmy przejechać góry trasą Transalpina, co dołożyło nam dobre kilka godzin… No ale miało być niezwykle malowniczo, zatem zdecydowaliśmy się na ten wariant. W drodze przez góry dopadł nas deszcz i towarzysząca mu mgła, który skutecznie ową malowniczość zniweczyły, za to czasu raczej dodały. Wtedy po raz pierwszy zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy szans dojechać na kemping do Bułgarii w zakładanym czasie.

To oznaczało, że do kościoła musimy iść „z marszu”. No, ale przecież nie brudni i zmęczeni po dwudniowej podróży samochodem. W tym roku hitem naszej wyprawy jest fakt, że mamy ciepły prysznic w samochodzie – najnowszy wynalazek mojego męża (który za każdym razem wzbudza niedowierzanie napotkanych mechaników). W ciągu minuty zimna woda przerabiana jest na ciepłą. Pozwala nam to pod wieczór, a nawet w drodze, dokonać niezbędnych ablucji  (ciepły prysznic, umyta głowa = zupełnie inne samopoczucie). Tak więc, odświeżeni,  byliśmy gotowi do świętowania niedzieli.

W Burgas byliśmy godzinę przed mszą. Pod kościołem czekała już spora liczba Polaków, odświętnie ubranych, rodziny z dziećmi. Pół godziny przed mszą kościół był pełny. Młody franciszkanin poprosił wiernych o pomoc w przygotowaniu mszy.

W mgnieniu oka znaleźli się chętni do czytań, psalmu i ministranci. To niezwykle budujące być świadkiem tego jak buduje się wspólnota z przypadkowych ludzi, których łączy jedynie wiara i wspólny język. Po mszy wszyscy dostali zaproszenie na kawę w parafialnej „salce”, która, w tutejszych tropikalnych warunkach, jest po prostu przykościelnym podwórkiem.

My jednak zmęczeni po ponad 48  godzinnej podróży ruszyliśmy na kemping. Tu, od półtorej doby uprawiamy tzw. przez dzieci „plażing i nicnierobing”. Nasze dzieci to wodne stworzonka i w wodzie bawią się jak w czasach, gdy miały po kilka lat, a my chętnie im w tym towarzyszymy, toteż dzień upłynął nam na radosnym chlapaniu się w wodach Morza Czarnego, wzajemnym przytapianiu itp. przyjemnościach.

Miło patrzeć jak chłoną wiedzę i nowe doświadczenia. Bułgaria zaskoczyła ich cyrylicą, która dla naszego pokolenia jest oczywista, a oni nie byli w stanie przeczytać najprostszej rzeczy. Ku naszemu zdumieniu po pół godzinie wspólnego rozszyfrowywania szyldów, byli w zasadzie w stanie, ku swojej radości, przeczytać wszystko. Otworzył się przed nimi nowy, dotychczas niedostępny świat i już wiadomo, że : „Пицария Венеция” to po prostu „Pizzeria Venezia”. Mała rzecz a cieszy.

I jeszcze jedno, a propos długiej podróży samochodem. W tym roku towarzyszy nam w drodze „Pan Tadeusz” na zmianę z „Feliksem, Netem i Niką” Kosika (powieść dla młodzieży). „Pan Tadeusz” – ponieważ to lektura szkolna obojga naszych dzieci na następny rok szkolny. Ku naszemu zaskoczeniu przy wspólnej lekturze dzieła odkryliśmy, że Adam „wielkim poetą był”.

Z lat szkolnych mieliśmy raczej nienajlepsze wspomnienia co do tej lektury i nagle odkryliśmy, ku swojemu zdumieniu, talent człowieka, co potrafił ówczesną codzienność zapisać trzynastozgłoskowcem i to z taką lekkością. Podjęliśmy nawet radosne próby zastosowania tej metody w dzisiejszych realiach, np. umówienia w ten sposób spotkania biznesowego…

Mopanku, rzeknij mi jak tam nasze spotkanie,
Azaliż dobrze wszystko jest przygotowane…

Z pokorą jednak musieliśmy przyznać, że Mickiewiczowi szło to jakby lżej.  Odkryliśmy, że w czasach Mickiewicza mówiło się „mimojazdem” w miejsce naszego „mimochodem” i wiele innych fascynujących rzeczy… Summa summarum mamy nadzieję, że ta wspólna lektura spowoduje, iż nasze dzieci lepiej odbiorą narodowe dzieło, niż my, którzy czytaliśmy je na czas i z przymusu.

Tymczasem prognozy na najbliższe dni, mimo że ciepłe, są mocno deszczowe i choć  zamierzaliśmy oddać się błogiemu lenistwu na plaży w pobliżu Sozopolu jeszcze kilka dni, to być może okaże się, że zawitamy w Turcji wcześniej niż zamierzaliśmy… Tak, deszczu przez tydzień na bułgarskiej plaży też nie mieliśmy w planie… Ale przecież jesteśmy mobilni i możemy pojechać gdzieś, gdzie deszczu nie ma 🙂

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *