O rodzicielstwie i jego wykluczaniu
Rozrodczość a rodzicielstwo
Instytucja małżeństwa twarzy obiektywne ramy, w których może się realizować trwałe zjednoczenie seksualne osób, pod warunkiem monogamii i nierozerwalności. Realizacja tego zjednoczenia osób w każdym pojedynczym akcie współżycia małżeńskiego stanowi jednak osobny problem moralny. Małżonkowie jednoczą się w całkowitym współżyciu seksualnym, a przez samo to już wchodzą w orbitę porządku istnienia i stawania się – prokreacji. W tym wypadku nie chodzi tylko o początek życia w znaczeniu czysto biologicznym, ale chodzi o początek istnienia osoby, stąd lepiej mówić o prokreacji.
We współżyciu małżeńskim mężczyzny i kobiety dokonuje się więc spotkanie dwóch porządków – porządku natury zmierzającego ku rozrodczości oraz porządku osobowego, który wyraża się w miłości osób.
Tych dwóch porządków nie należy rozdzielać, jeden zależy od drugiego, w poszczególnej mierze odniesienie do rozrodczości (procreatio) warunkuje realizację miłości.
Tutaj właśnie wyłania się problem rodzicielstwa. Natura zmierza tylko do rozrodczości. Rozrodczość wiąże się z biologiczną płodnością, mocą, której dojrzałe jednostki określonego gatunku stają się rodzicami, wydając na świat potomstwo. Człowiek jednak jest osobą i dlatego prosty, naturalny fakt stawania się ojcem czy matką posiada znaczenie głębsze – nie tylko biologiczne, ale również osobowe.
Współżycie płciowe mężczyzny i kobiety w małżeństwie wtedy tylko posiada pełną wartość zjednoczenia osobowego, kiedy zawiera się w nim świadomą akceptację możliwości rodzicielstwa.
Małżeński stosunek dwojga osób może dać życie nowej osobie. Wówczas ich zjednoczeniu musi towarzyszyć stan świadomości i woli – „mogę być ojcem”, „mogę być matką”. W stosunku małżeńskim, w którym mężczyzna i kobieta pozytywnie wykluczają rodzicielstwo, zachodzi niebezpieczeństwo, że w stosunku chodzi o używanie, którego przedmiotem jest osoba.
W praktyce problem o tyle nie jest łatwy, że miłość w związku ze współżyciem seksualnym łatwo ulega subiektywizacji, za miłość bierze się samo doraźne erotyczne. Stoi za tym przekonanie, że nie ma miłości bez przeżyć miłosnych. Rozumowanie to nie jest błędne, tylko niepełne. Nie ma miłości bez wzajemnej afirmacji wartości osoby. Przeżycia miłosne zaś służą temu zjednoczeniu, czyli miłości o tyle, o ile nie sprzeciwiają się wartości osoby. W sytuacji lęku przed rodzicielstwem (przed dzieckiem) istnieje rozwiązanie prawidłowe na drodze wstrzemięźliwości, które domaga się opanowania przeżyć erotycznych. Wymaga to gruntownej kultury osoby i kultury miłości.
Świadome rodzicielstwo
Współżycie płciowe mężczyzny i kobiety pociąga za sobą możliwość poczęcia biologicznego i prokreacji. Skutek ten jednakże nie zawsze musi nastąpić. Zależy on od całego splotu warunków, które człowiek może rozpoznać i do których może stosować swe działanie. Nie ma podstaw ku temu, aby utożsamiać każdy akt współżycia seksualnego z koniecznością poczęcia. Porządek natury wyraża się w pewnej czasowej prawidłowości, okresowości, gdy chodzi o związek współżycia płciowego z rozrodczością u poszczególnych par małżeńskich. Słuszne jest dążenie do uchwycenia z możliwie największą pewnością związku pomiędzy określonym stosunkiem małżeńskim a możliwością poczęcia – dążenie to stanowi sam rdzeń właściwie pojętego świadomego rodzicielstwa.
Współżycie małżeńskie wypływa i winno wypływać z wzajemnej miłości oblubieńczej. Jest ono potrzebne miłości, a nie tylko prokreacji. Małżeństwo jest instytucją miłości, a nie tylko płodności.
Współżycie małżeńskie jest stosunkiem międzyosobowym, jest aktem miłości oblubieńczej, dlatego też intencja i uwaga winny być skierowane w stronę drugiej osoby, w stronę jej prawdziwego dobra. Nie wystarczy mieć nastawienie „Spełniamy ten akt, wyłącznie, aby być rodzicami”. Wystarczy zupełnie nastawienie „Spełniając ten akt, wiemy, że możemy stać się ojcem i matką i jesteśmy na to gotowi”. Jedynie takie nastawienie jest zgodne z miłością i umożliwia jej wspólne przeżycie.
Pozytywne wykluczenie prokreacji
Kiedy mężczyzna i kobieta, współżyjąc z sobą po małżeńsku, pozytywnie wykluczają możliwość ojcostwa i macierzyństwa, przesuwają całe przeżycie w stronę samej przyjemności seksualnej. Znika wówczas „osoba współtworząca miłość”, a pozostaje tylko „partner przeżycia erotycznego”. Treścią przeżycia staje się wówczas używanie, zamiast miłości. „Pozytywne wykluczanie” możliwości prokreacji polega w praktyce na wykluczaniu jej w sposób sztuczny. Człowiek jako istota rozumna może tak pokierować współżyciem małżeńskim, aby ono nie spowodowało prokreacji. Może to uczynić dostosowując się do okresów płodności i bezpłodności u kobiety, to znaczy współżyjąc w okresach bezpłodności, a zaprzestając współżycia w okresach płodności. Prokreacja jest wówczas wykluczona w drodze naturalnej. Mężczyzna i kobieta nie stosują żadnego zabiegu ani żadnego środka sztucznego w tym celu, aby uniknąć poczęcia. Dostosowują się tylko do samej prawidłowości natury, do panującego w niej porządku – okresowość płodności u kobiety jest elementem tego porządku. Prokreacja w okresie płodności jest z natury umożliwiona, w okresie bezpłodności jest z natury wykluczona.
Czymś innym jednakże będzie pozytywne wykluczenie prokreacji przez człowieka działającego wbrew porządkowi natury. Pozytywne wykluczenie prokreacji jest wtedy, gdy mężczyzna i kobieta (sam mężczyzna przy aprobacie kobiety lub też sama kobieta przy aprobacie mężczyzny) stosują sztuczne zabiegi czy środki zmierzające do uniemożliwienia prokreacji. Ponieważ te środki są sztuczne, przez to droga do wykluczenia prokreacji sprzeciwia się „naturalności” współżycia małżeńskiego, czego nie można twierdzić o wykluczaniu prokreacji wówczas, gdy stanowi ono konsekwencję dostosowania się do okresów płodności i bezpłodności. Jest to zasadniczo zgodne z naturą. Czy przez to samo już nie stanowi pozytywnego wykluczenia prokreacji? Aby na to odpowiedzieć, K. Wojtyła rozważa w następnym punkcie problem tzw. wstrzemięźliwości okresowej.
ks. Artur Stobierski SDS
Komentarze: 0