Rodzinne etiudy

Postaw mnie na skale

2 kwietnia 2020 1 komentarz

Od kilku dni gra mi w głowie jedna z moich ulubionych pieśni kościelnych „Pokładam w Panu ufność mą, zawsze ufam Jego Słowu”. Pieśń ta, to nic innego jak słowa Psalmu 130 , który z radością zobaczyłam dziś (29.03.2020 r.) w Niedzielnej Liturgii Słowa. Od wielu dni zbieram się, by spisać kilka myśli, jak przeżywam ten czas, ale jest to dla mnie bardzo trudne.

Do tej pory większość etiud spisywałam po powrocie z codziennej, porannej Mszy Świętej. Nagle codzienność zatrzymała się, ktoś kiedyś użył porównania na pewnym etapie mojego życia, że to:

jak w pociągu – został zaciągnięty hamulec i wszystko zaczęło spadać!

Myślę, że dla wielu rodzin ostatnie dni mogły być takim doświadczeniem. Nagle się zatrzymaliśmy. Wiele rzeczy, spraw zaczęło na nas spadać, zaczęliśmy wpadać na siebie nawzajem, przydeptywać się, wywracać.  Nagle nasza codzienność kompletnie się wywróciła, to co bliskie, bezpieczne, oswojone – takie po prostu zwyczajne zniknęło, a czasem nawet stało się zagrożeniem. Pojawiło się dużo emocji, których nie lubimy: lęku, niepewności, bezradności, poczucia zagrożenia. Nagle wyjście na poranną Mszę Świętą, od której zaczynałam prawie każdy dzień okazało się potencjalnie niebezpieczne. To wszystko sprawia, że próbujemy się jakoś odnaleźć w tej codzienności: inaczej żyjemy w domu, inaczej pracujemy, uczymy się, robimy zakupy. Te zmiany dotknęły też  naszego życia duchowego, bo przecież jest ono nierozerwalnie związane z naszym przeżywaniem codzienności. Musieliśmy również nagle i szybko odnaleźć się na nowo w naszym rodzinnym życiu wiarą. Zawsze modlimy się razem, ale teraz na pewno znacznie więcej. Staramy się włączać w inicjatywy Kościoła, by czynić to we wspólnocie, choćby rodzinną modlitwą rożancową o 20:30 . Uczestniczymy razem w Mszach Świętych online. Modlimy razem z Papieżem Franciszkiem. Czytamy Pismo Święte. Modlimy się z Przyjaciółmi łącząc za pomocą różnych komunikatorów. Próbujemy spotkać Pana Jezusa w tej nowej rzeczywistości. Wypatrujemy znaków Jego Obecności innych niż Sakramenty za którymi tak tęsknimy.

Dla mnie osobiście jest to czas nieustannego poszukiwania i tęsknoty. Kilka dni temu poruszyły mnie bardzo słowa, które usłyszałam w kontekście Ewangelii o Odnalezieniu dwunastoletniego  Pana Jezusa w  Świątyni:

Jeśli kogoś kochamy, to go szukamy, a to szukanie sprawia ból

To jest niewątpliwie taki czas. W tym wszystkim co się ostatnio dzieje, łatwo zgubić Pana Jezusa. Józef i Maryja stracili Pana Jezusa z oczu, gdy udali się do Jerozolimy, jak co roku na Święto Paschy. My dziś jesteśmy w bardzo podobnym momencie. Wyruszyliśmy jak co roku w naszą wielkopostną drogę. Wszystko było jak zwykle, jak co roku. Przyzwyczajeni do takiego spotykania Pana Jezusa, jakie dobrze znamy. I to jest ważne, bo długo uczyłam się, że w życiu duchowym potrzebujemy wierności, wytrwałości, stałości w modlitwie. Ale też czujności, otwartości na Boże prowadzenie. W jednym z filmików, które ostatnio oglądałam, dominikański liturgista tłumaczył, że w liturgii chodzi o to, by dać się przygarnąć Chrystusowi. Cała  ta sytuacja jest dla mnie piękną i niezwykle trudną lekcją pokory, puszczania zabezpieczeń, kontroli, wszystkich moich ludzkich pewników.

Na początku tego Wielkiego Postu zadawałam sobie pytanie  o motywację, o to ze względu na kogo wchodzę w ten czas. Dziś to pytanie mocno wraca. Ale właśnie te dziury, braki i tęsknota odsłaniają Tego, za którym tęskni serce. Warto nie uciekać przed tym, zatrzymać się, wytrwać mimo bólu i odkrywać Jego Obecność w tej tęsknocie. Dla nas w życiu małżeńskim oczywiście najprędzej odnajdujemy Pana Jezusa w sakramencie małżeństwa: w naszej jedności w tym trudnym czasie, wzajemnej trosce o nas, o dzieci, wspólnej modlitwie, każdym maleńkim geście miłości. Osobiście odnajduję Go też mocno w jedności, tej ludzkiej: społecznej, narodowej, wspólnym trwaniu w domach z miłości, która jest owocem Eucharystii – Sakramentu Jedności. To wszystko jest bardzo ważne, lecz by było możliwe, najpierw potrzebuję skontaktować się mocno ze swoim własnym, skołatanym i zalęknionym w tym czasie, sercem. Przez wiele ostatnich dni nie było to łatwe.  Aż usłyszałam słowa pieśni Mocnych w Duchu:

Daj mi usłyszeć Twój głos, rozpoznać go.  Daj mi wybierać Twe słowa pośród tysiąca słów. Daj mi zobaczyć Twą Twarz, zatrzymać wzrok. Pokój znajduję w Tobie, gdy widzę Ciebie blisko

Zapętlając tę pieśń na moim telefonie i wsłuchując się w jej kojące dźwięki, poczułam jak bardzo trudno mi ostatnio usłyszeć głos Pana Boga, mimo codziennego rozważania Słowa Bożego. Kolejna zwrotka poruszyła jeszcze bardziej:

To co widzisz i co słyszysz, co smakujesz i co liczysz, co posiadasz, to posiada Cię

Zaczęłam sobie zadawać pytanie: co dziś najbardziej przeszkadza mi w usłyszeniu Jego głosu, co mnie „posiada”. Najbardziej wychwyciłam dwie rzeczy.

Po pierwsze: gejzer trudnych uczuć, niewypowiedzianych lęków, które wyparte zaczęły mieć nade mną władzę.  A przecież, jak wielokrotnie uczyli mnie moi spowiednicy „one nie są mną”. Żeby jednak nie zniewalały,  potrzebowałam się z nimi spotkać, nazwać, przyjąć że we mnie są, bez oceniania. Łatwo wpaść choćby w pułapkę bania się własnego strachu, a przecież jeśli go nie nazwę, nie oddam, to nie pozwalam Panu Jezusowi go przemienić Jego Miłością, zwłaszcza teraz , gdy nie mam możliwości przyjąć Go w Najświętszym Sakramencie i to Spotkanie potrzebuje odbyć się w Duchu i Prawdzie, by było owocne.

Drugą przeszkodą okazało się morze słów, które wylewa się ostatnio z każdej strony, trudnych obrazów, które wywołują niepokój, nieufność i wydają się jedyną prawdą dziś. I tu bardzo bliskie jest mi doświadczenie Psalmisty z dzisiejszego Psalmu 130:

W Panu pokładam nadzieję, nadzieję żywi moja dusza, czeka na Twe słowo

Zmęczona wielością słów, śledzeniem kolejnych informacji, często sprzecznych, przekrzykiwaniem na każdy temat, nawet na ten jak przyjmować dziś Komunię Świętą, poczułam, że te treści zaczynają mnie zjadać, że pokazują tylko jakiś wycinek prawdy, ludzkie interpretacje. Doświadczyłam w tym ogromnej tęsknoty za Panem Jezusem, który – On i tylko On – jest Drogą, Prawdą i Życiem. Tej Prawdy o Bogu, o człowieku, o otaczającym mnie świecie, wydarzeniach i o mnie samej, dziś bardzo potrzebuję.  Bo tylko Ono jest pewne. Bo tylko Ono jest lampą u moich stóp.  Sprawia to, że wszystko przestaje się wywracać. I tak słowa pieśni Mocnych w Duchu stały się moją modlitwą

Postaw mnie mocno na skale, umocnij mnie, wybieram Cię na zawsze

bo jeszcze bardziej niż przedtem potrzebuję dziś wpatrywać się w Pana Jezusa, słuchać Jego głosu. Jeszcze mocniej w tych dniach Wielkiego Postu doświadczyłam, że na nic innego nie mam wpływu, tylko na swoje serce, które potrzebuje Zbawiciela i tego by On dotknął tego, co najbardziej boli. 

Zuzanna Zychowicz – Skrzecz

Komentarze: 1

Jedna odpowiedź do “Postaw mnie na skale”

  1. Grażyna pisze:

    Znowu Ci dziękuję. Twoje pisanie podpowiada mi, że trzeba na nowo uczyc się zatrzymywac na refleksję, przeżuwanie Slowa i najlepiej zapisać, aby zapadło w serce. 🙂 Niech Bóg Cię błogosławi.
    Grażyna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *