Rodzina na wakacjach

Plan B

29 sierpnia 2020 0 komentarzy

Dwa lata temu publikowaliśmy pod wspólnym tytułem #rodzinanawakacjach samochodową podróż bezdrożami Europy i nie tylko. Czteroosobowa rodzina podczas niezwykłych wakacji doświadczająca przeróżnych sytuacji pięknych, ale i często trudnych dzieliła się z nami swymi doświadczeniami.

Po dwóch latach, inna rodzina – pięcioosobowa – wraz z Dziadkiem postanowiła wybrać się na pielgrzymkę. Gdzie i jaką przeczytacie poniżej 🙂 Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę, również jeśli chodzi o naszą internetową stronę. Rozpędzeni małżonkowie Agnieszka i Marcin opisali dla nas swoje wakacyjne, i nie tylko, pielgrzymowanie z trzema synami 🙂 Zapraszam

ks. Maciej Dalibor SDS

Długo nie mogliśmy się zebrać do napisania tej relacji. W końcu się udało 🙂
Od zeszłego roku marzyliśmy, żeby pojechać kamperem do Hiszpanii na szlak św. Jakuba. Pierwotny plan zakładał, że wybierzemy się tam jako support dla dziadzia, który przeszedł tę drogę już sześć albo siedem razy. My mieliśmy być w pobliżu niego i zwiedzać okolice, a on miał iść w kierunku Santiago de Compostella. Wszystko mieliśmy przemyślane, auto przygotowywaliśmy na tą okoliczność od dłuższego czasu (6 osób do spania).
Zamknięcie granic i pandemia spowodowały, że nasze plany i marzenia trzeba było odłożyć na inną półkę. Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wymyślili planu B.

Przypomnieliśmy sobie, że w Polsce też są szlaki św. Jakuba. Wybraliśmy jeden z Krakowa do Sandomierza – czyli… pod prąd 🙂 Inaczej niż wszyscy, gdyż właściwy szlak biegnie właśnie od Sandomierza 😛 ale dla nas tak było lepiej, bo w razie czego można było szybko wrócić do domu.
Przez pierwsze dwa dni dziadzio szedł z najstarszymi chłopakami (7 i 6 lat). To było tak na próbę, żeby sprawdzić, czy dadzą radę. Wystartowali z domu dziadzia i poszli do Więcławic Starych, by później iść dalej w kierunku Sandomierza. Na noc zwoziliśmy ich do domu. Rano odwoziliśmy na szlak do miejsca, w którym skończyli. Od trzeciego dnia do pielgrzymów dołączyłem ja z najmłodszym synem – trzyletnim 🙂 Dodam, że wcale nie miałem planów iść na pielgrzymkę, jechać to może jeszcze, ale iść na nogach???? W życiu… Ja? Tak tylko iść i iść??? ? I jak to u nas bywa, jakoś tak spontanicznie to wyszło. A wszystko dlatego, że zapowiedział się w odwiedziny na jeden dzień chrzestny najmłodszego syna – wujek ksiądz. W rozmowie telefonicznej mama zapytała, czy jeśli pójdę ja i jego chrześniak, to czy on tez dołączy do naszej pielgrzymki? A że samochód mamy pojemny i nie było problemu z dojazdami, to się zgodził. I tak nawet nie wiem kiedy ja – tata, zostałem pielgrzymem 😛


Mama też miała swoje zadanie. Obsługiwała naszego kampera, który stał się automatycznie „pielgrzymko-busem”. Zawoziła nas na start gdzie nas wysadzała, następnie jechała do miejsca, do którego mieliśmy dojść i tam na nas czekała z obiadem ? A że mama jest świetnym kierowcą, to mogła dokształcać swoje umiejętności w jeździe wąskimi, krętymi drogami, których prowadząc duże auto, szczerze nie znosi 😀 I chociaż prawo jazdy ma wiele lat, to dawno nie jeździła dużymi samochodami, więc musiała się przełamać. Ale twierdzi, że dla dzieci, taty i dziadzia warto było 🙂 Zwłaszcza  że po kilkunasto-kilometrowym spacerku, po dojściu na miejsce, wszyscy mieliśmy ochotę tylko usiąść i odpocząć… „Wszyscy” to znaczy mam na myśli mnie i dziadzia, bo dzieci tylko się napiły i od razu biegły się bawić 😛

Aga i Marcin

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *