Tajemnice życia

Tajemnice radosne

24 października 2022 0 komentarzy

Pierwsze w życiu Maryi, ostatnie dla mnie. Zostawiłam je sobie tutaj na koniec. Tajemnice radosne są dla mnie najtrudniejsze spośród wszystkich tajemnic różańcowych. W tajemnicach bolesnych boleść jest oczywista, przez tajemnice światła prześwituje jasność, a chwała Boża ujawnia się w tajemnicach chwalebnych. I choć nadal są tajemnicami, nie da się ich do końca odkryć, pojąć umysłem, ogarnąć, to jednak w ciągu ostatnich lat wypełnionych przykrymi doświadczeniami osobistymi, nauczyłam się je przyjmować. Z tajemnicami radosnymi nadal mam problem. Bo ta radość jakaś taka trudna do przyjęcia, nieoczywista, ukryta.

Zwiastowanie

Bóg pyta człowieka i czeka na odpowiedź. Radość wielka. Hurra! Bóg mnie zauważył. A jednak Maryja ma wątpliwości, zastanawia się, pyta, rozważa. “Czy chcesz Mojej woli w swoim życiu?”- cicho pytał mnie Bóg, a ja zagryzając wargi odpowiadałam “bądź wola Twoja”. Najpierw towarzyszyło temu “boję się, nie chcę”. Potem zmieniało się to na “tak, ale…”, “chcę, ale nie choroba, śmierć”… I w końcu, kiedy ta śmierć najbliższej osoby przyszła, proszę już tylko o wytrwanie w wierze. Bez zaciśniętych mięśni, ale z pokojem w sercu. W zaufaniu Bożej Miłości, która chce dla mnie dobra.

Zwiastowanie to nie tylko przyjęcie drugiego człowieka, nie tylko wejście w relacje, narodziny, nowe życie. To wzięcie wszystkiego, co ten człowiek ze sobą przyniesie. Także jego odejścia, jeśli będzie trzeba. I Maryja to zrobiła. Powiedziała “tak” bez wiedzy o przyszłości. W pokorze i ufności. Z miłością.

Nawiedzenie

Takiej miłości nie sposób zatrzymać dla siebie. Ona wypływa. W słowach, czynach, gestach, mimice twarzy. Maryja poszła do krewnej, choć początek ciąży to niekoniecznie komfortowy czas na wyprawę przez góry. Mogła się zamknąć. Cieszyć swoją radością, delektować rozkoszą bliskości Boga. Wyszła i dzięki temu radość się rozeszła. Pomnożyła się w niej i przepełniła Elżbietę.

I niby wszystko fajnie, tylko tam gdzieś został Józef, z którym Maryja miała stworzyć rodzinę, a najpierw małżeństwo. Wyruszyła nic mu nie mówiąc, a wróci, przepraszam za określenie, z brzuchem. Groziła Jej za to śmierć! Zostawiła to Bogu całkowicie. 

Nic tu o moim życiu. Po prostu patrzę na Maryję i pytam gdzieś w eter. Siebie. Boga. “Jak? Jak to zrobić, żeby tak ufać? Żeby Bóg był pierwszy?”. Tajemnica.

Narodzenie

“Bóg się rodzi”- jeszcze trochę i będziemy śpiewać w naszych domach, kościołach. Narodziny równa si  radość? Tak! I jednocześnie nie. Nie tylko. Na sianie, w jakimś nędznym miejscu ze zwierzętami, na obcej ziemi, z daleka od bliskich? Żadna kobieta o takich warunkach do porodu, tym bardziej pierwszego dziecka, nie marzy. A co dopiero Bóg, Zbawiciel. Jak On może się tak rodzić? Niepojęte zupełnie to.

Ja też nie marzyłam, żeby narodziny mojego pierwszego syna wyglądały tak, jak wyglądały. Nie chciałam urodzić za szybko. Bałam się, kiedy rozcinali mi brzuch. Czy przeżyję ja, co z naszym dzieciątkiem. Serce mi się kroiło, kiedy dotykałam przez otwory w szybie jego maleńkiego ciałka, patrzyłam na wkłucia, nie mogłam wziąć na ręce. Fakt, mój syn nie jest skrajnym wcześniakiem, mogło być gorzej. Mogło, ale nie tak miało być. Nie tak to sobie wyobrażałam. Nie taka miała być ta radość po jego przyjściu na świat.

Zastanawiam się czy Maryja była w szoku z powodu tego, w jakim otoczeniu Jezus się rodził. Pewnie nie. A przynajmniej myślę, że niedowierzanie nie było na pierwszym miejscu. Z pewnością zachowała to wydarzenie mocno w swoim sercu, rozważała je, a radość czerpała ufając.

Ofiarowanie

Kolejne radosne wydarzenie. Oddanie Syna Bogu. Bóg pozwolił człowiekowi oddać Siebie Samemu Sobie. Niewiarygodne. Niezrozumiałe. A jednak się stało. Maryja i Józef przynieśli do świątyni Jezusa. Wyobrażam sobie, że przyszli z radością, bo to raczej pogodne wydarzenie. A tu nagle jakiś starzec, Symeon konkretnie, mówi Maryi, że jej duszę miecz przeniknie. Znowu ta radość jakaś taka wstrząśnięta, nieklarowna.

Dla mnie Ofiarowanie to przypomnienie o Zwiastowaniu, o podjętej na początku decyzji. Przyjęłam mojego męża ślubując mu wierność aż do śmierci. Bez względu na to, co będzie. Cieszę się, dziękuję Bogu, że wystarczyło mi łaski, by mu (mojemu mężowi) z radością do końca służyć. Nie z radością z jego choroby oczywiście. Radość płynęła ze służby.

Znalezienie

Bez wątpienia znalezienie zagubionego dziecka to wielka radość. I ulga. Uff! Tylko najpierw było zaginięcie. Niepewność, strach, stres, może obwinianie kogoś czy samego siebie. Mam wrażenie, że ja te moje dzieci gubię nieustannie. I jak już wydaje mi się, że do nich dotarłam, odnalazłam, to na drugi dzień już ich tam nie ma. Wymykają mi się.

Maryi i Józefowi też się to zdarzyło! Może i nie ten jedyny raz.  

Żeby znaleźć Boga, trzeba doświadczyć zagubienia. Co za logika! Bez perspektywy Nieba, nie sposób tej tajemnicy dotknąć. Może właśnie dlatego musiałam najpierw doświadczyć tajemnic bolesnych, światła, chwalebnych? Żeby zyskać inną optykę. Optykę Nieba. Po to, by powoli, w końcu, człapać w tajemnicach radosnych. Na razie jeszcze zupełnie nieśmiało. Niepewnie.

Wierzę jednak, że one prowadzą do radości wiecznej. To o taką radość tu chodzi. Radość z odnalezienia Boga. I choć tu na ziemi ciągle mi się jeszcze On gubi, to tam znalezienie Boga będzie ostateczne i nieodwołalne. Na zawsze.

Katarzyna Kuricka

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *