W domu Maryi
„Zaglądając do domu Maryi”
Święci w naszym życiu pojawiają się znienacka, ubogacają nas, wskazują drogę, potem usuwają się na dalszy plan, by przekazać pałeczkę kolejnym. W naszej rodzinie tak to czasami wygląda, choć mamy swoich ukochanych świętych, którzy towarzyszą nam niezmiennie od lat. O. Maksymilian Kolbe i s. Faustyna Kowalska są stałymi przyjaciółmi, do których wracamy i zawsze mają dla nas uśmiech, dobre słowo i celną radę. Kiedy jednak zastanawiam się, jaki święty patronuje naszej rodzinie, do kogo uciekamy się zawsze, bez wyjątku i w każdej potrzebie, to muszę odsunąć na bok wszystkich, by schronić się pod płaszczem Maryi.
Nie zawsze była nam bliska. Oboje musieliśmy odkryć ją na nowo i zrozumieć, kim może być jako opiekunka rodziny. Zobaczyć w Maryi służebnicę Boga, matkę i żonę, to łaska, jakiej nie otrzymaliśmy od razu, a która staje się siłą w rozmaitych momentach codzienności.
Obrazek świętej Rodziny zawieszony nad zlewozmywakiem może wydać się czymś niepasującym do otoczenia, a jednak znajduje się tam nie bez powodu. O wiele łatwiej jest bowiem wielbić Boga podczas cichej adoracji, kilkudniowych rekolekcji, czy uroczystej Mszy Świętej, na której brzmią niemalże anielskie głosy profesjonalnego chóru. Znajdujemy Boga w czasie skupionej lektury Pisma Świętego, przy wyciszającej modlitwie w blasku świeczki, a czy potrafimy Go odnaleźć w rozrzuconych na podłodze skarpetkach męża? W krzyczących na siebie dzieciach i pyskujących nastolatkach? W humorach żony i codziennych obowiązkach? Ile razy złapaliście się na tym, że zamiast zmywania sterty naczyń, mycia podłogi, czy gotowania obiadu, wolelibyście usiąść z duchową książką, uciec na adorację, lub po prostu pomodlić się w ciszy i spokoju, bo przecież w ferworze dnia, kiedy ciągle ktoś czegoś od nas oczekuje, nie mieliście jeszcze czasu na spotkanie z Bogiem?! W takiej frustracji zerkam na świętą rodzinę nad zlewozmywakiem i wzdycham, już częściowo odzyskując spokój.
Wzdycham nad potrzebami dzieci, widząc krzątającą się po domu Maryję; nad zbliżającym się wyjazdem współmałżonka, przypominając sobie o małżeńskiej ufności, o tym jak jedno za drugim podąża; nad obowiązkami, które jeszcze zostały i choć nie mam już siły na ich wykonanie, proszę Ją, by zrobiła je ze mną. Czasami krótkie westchnienie wystarczy, by udało się ciasto, by starczyło sił na sprzątnięcie i przytulenie współmałżonka po drodze, by zamiast: „co znowu?” rzuconego w stronę dzieci, zapytać cierpliwie: „czego potrzebujesz?”.
Jesteśmy słabi i egoistyczni. Chcemy wszystko łatwo i po swojemu. Chcemy drogi do świętości, którą sami obierzemy. Gdy zrozumiemy, że rodzina jest naszą drogą do Boga, wiele się w naszym życiu zmienia. Gdy nauczymy się powtarzać za Maryją: „Fiat” i przyznawać przed sobą i innymi „wielkie rzeczy mi Pan uczynił” poprzez moich bliskich, otwieramy okna i drzwi naszego domu dla Bożej miłości. Maryja otworzyła je dla całego świata, więc kto wie, w jakie wspaniałe miejsca może prowadzić pokora, pracowitość i czułość?
Katarzyna i Tomasz
Komentarze: 0