Niedziela na serio

Żyć dla

5 listopada 2022 0 komentarzy

Zamieszkiwać codzienność

Pan Bóg, po raz kolejny, odkrył przed nami tydzień temu swoje kochające serce. Powiedział, że Jego pragnieniem jest zamieszkiwać moją codzienność. Zamieszkiwać jako Ktoś ważny, kochany, chciany. To dokładnie coś takiego, co próbujecie ciągle tworzyć i ulepszać między sobą drodzy zakochani, narzeczeni, małżonkowie – zamieszkiwać codzienność tej drugiej osoby. Dawać jej coraz więcej przestrzeni, coraz uważniej jej słuchać, z większą hojnością odpowiadać na jej potrzeby.

Rozpoczynacie szukaniem tej drugiej osoby. Gdzieś na dnie serca, często nawet wyraźniej, przeczuwacie, że Waszym powołaniem jest małżeństwo, że macie wewnętrzne pragnienie, aby z kimś dzielić codzienność, aby komuś ofiarować siebie, aby kogoś przyjąć i stworzyć wspólnie coś pięknego. Te poszukiwania znajdują czasem swój finał nie tam, gdzie powinny. Zaczynamy coś tworzyć, ale okazuje się to nie tym, więc szukamy dalej.

Zacheusz z Ewangelii również szukał Jezusa. Czytaliśmy tydzień temu, że 

Szukał, aby ujrzeć Jezusa

Łk 19, 3

Szukać, by usłyszeć

Szukał Go też wcześniej, nawet o tym nie wiedząc. Idąc za własnym pragnieniem dobrobytu i szczęścia szukał Boga, który by pomóc w poszukiwaniach tak temu konkretnemu Zacheuszowi jak i „Zacheuszom” wszystkich czasów, stał się człowiekiem, jednym z nas. Zacheusz więc spotkał Jezusa i jak wiemy na tym się jego przygoda z Bogiem nie zakończyła.

Nasz niskiego wzrostu bohater – co też ma swoją teologiczną wymowę, swego rodzaju niemożności w dotarciu do Boga o własnych siłach, pewnych przeszkód, które utrudniają mi spotkanie z Bogiem – z poziomu drzewa (czyli maksimum, które mógł zrobić sam i które było bardzo potrzebne) zaczyna słuchać Jezusa i postępować według tego, co Jezus mówi, a powiedział:

dzisiaj bowiem w domu twym trzeba mi pozostać

Łk 19, 5 b

W miarę postępowania znajomości, relacja zakochanych w sobie osób postępuje w stronę coraz większej uważności, słuchania siebie nawzajem i podejmowania wyborów zgodnych z tą drugą osobą.

Usłyszeć, by działać

Zacheusz więc usłyszawszy podejmuje działania zgodne z tym, co słyszy. Schodzi z drzewa i pełen radości przyjmuje Jezusa u siebie. Wpuszcza Go w swoją codzienność i ta pod wpływem obecności Jezusa i otwartości Zacheusza zmienia się. Staje się lepsza. Zacheusz zaczyna działać w zgodzie z tym, co swoją Osobą wniósł do jego życia Jezus: dzieli się swym bogactwem oraz naprawia popełnione zło. Staje w prawdzie wobec samego siebie. Uznaje własne winy i stara się im zadośćuczynić. Ważne, by nie zgubić, że dzieje się tak, ponieważ dopuścił do siebie, do swego wnętrza, do serca Jezusa. Dał Mu dostęp do całej swojej codzienności.

Tutaj warto, jeszcze przed usłyszeniem kolejnego fragmentu Ewangelii zobaczyć jak wyglądał w tym względzie mój ostatni tydzień: przyjęcie Jezusa, słuchanie Go, opowiadanie Mu o swoim życiu, relacje z innymi w konfrontacji z przykazaniem miłości.

Idźmy jednak dalej słuchając Jezusa:

Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat pojmie ją za żonę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę i zmarł bezdzietnie. Pojął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę».

Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania.

A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzewie, gdy Pana nazywa „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją».

Łk 20, 27-38

Co dalej?

Wyrazisty w tym fragmencie wątek, związany z wiecznym życiem ziemskich małżeństw, pominę tym razem. Jest on głęboko omówiony przez Jana Pawła II w środowych katechezach o małżeństwie. W kontekście 20 rozdziału Łukasza jest temat ten i tak tylko pretekstem dla Saduceuszów w ich spotkaniu z Jezusem. Nie są oni zatroskani o los małżonków ani spragnieni rozwiązania teologicznej niewiadomej. Są zainteresowani znalezieniem haka na Jezusa, by móc Go osądzić i skazać.

Dzisiaj zatrzymują mnie w tym fragmencie dwie sprawy. Pierwsza to saduceusze, o których Ewangelista notuje:

twierdzą, że nie ma zmartwychwstania

Łk 20, 27

To odzwierciedlenie teologicznych sporów I w. ne na gruncie judaizmu. Jednak jest w tym twierdzeniu saduceuszów również niepokojąca współczesność. Twierdząc, że nie ma zmartwychwstania zaczęli oni redukować człowieka tylko do doczesności. Zabrali mu nieśmiertelną duszę i odebrali nadzieję. Nie zanegowali co prawda istnienia Pana Boga i całej duchowej sfery człowieka. Ciągle pozostawali praktykującymi monoteistami, liczącymi się z Torą. Jednak zubożyli człowieka o wieczność. W swej nauce, powołując się na Torę sądzili, że życie człowieka kończy się fizyczną śmiercią wraz z którą ginie i ciało, i dusza człowieka.

Życie zredukowane

Co to ma wspólnego z nami? Z powołaniem czy to małżeńskim czy jakimkolwiek innym? Mogę pozostawać człowiekiem religijnym, wierzącym, czy jak byśmy go nie określili… i redukować siebie, innych czy po prostu wszystkich. Redukować, ograniczać, czyli nie uwzględniać ostatecznego powołania jakim jest żywot wieczny Amen, by użyć słów z niedzielnego wyznania wiary. To zamieszkanie przez Boga mojej codzienności ma swój cel. Bóg prosi mnie o dostęp do mej codzienności, bo chce mi docelowo dać dostęp do swej wieczności. Bóg zamieszkuje moją codzienność, a ja zamieszkuję Jego wieczność. To może wydawać się nam abstrakcyjne, ale wszystkie wielkie, nienasycone w nas pragnienia związane są z obecnym w każdym człowieku pragnieniem szczęśliwej wieczności. To kolejny krok, który pokazuje nam dziś Liturgia słowa.

To redukowanie życia może odbywać się różnych poziomach. Wystarczy wspomnieć, że małżonkowie będą redukować domową pracę taką jak sprzątanie, gotowanie, odrabianie zadań z dziećmi itp. mówiąc, że to nie praca, że to się nie liczy, że w to nie wkłada się wysiłku i po tym nie można być zmęczonym.

Może zostać przez kogoś zredukowane życie emocjonalne, modlitewne, seksualne. Zawsze jako nieważne, nieistotne. Pan Bóg uczy nas harmonii, która polega na uwzględnianiu wszystkich elementów i dawaniu każdemu należnego mu miejsca bez redukowania czy przeceniania.

Swoim pytaniem Saduceusze powodują we mnie refleksję nad moim ewentualnym ograniczaniem życia: swojego, innych ludzi. Do takiej refleksji zapraszam też Was.

Życie oddane

Drugie co zatrzymuje mnie w tej Ewangelii dziś związane jest ze słowami, którymi Pan Jezus próbuje nawrócić saduceuszy:

Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją

Łk 20, 38

Dokładnie zatrzymuje mnie końcówka tego zdania z tym słówkiem „dla”. Wszyscy żyją dla Boga. I znów tak, jak z zamieszkiwaniem codzienności/wieczności przez Boga i przeze mnie, tak tutaj mamy do czynienia z niezwykłą wymianą. Bóg daje mi swoje życie, abym ja oddał moje Jemu. Oczywiście nie muszę tego robić i oczywiście moje życie i tak docelowo będzie należało do Niego, bo On jest Panem życia. Chce jednak, abym swoje życie oddał Mu z własnej woli, abym ten akt uczynił świadomie, za mojego ziemskiego życia. Św. Paweł będzie nam podpowiadał, że

I w życiu i w śmierci należymy do Pana

Rz 14, 8b

I wskaże na Jezusa, który umarł i zmartwychwstał, aby każdy z nas z radością, świadomie powierzył się Jemu – Panu życia i śmierci.

Tu znów mamy coś z małżeństwa: wzajemne oddawanie siebie, życie w wymiarze daru (jak nazwał to Karol Wojtyła), życie dla, ze względu na, życie oddane w miłości i z miłości do drugiego. Coś czego uczycie się ciągle, co może na początku wydaje się proste, przecież wszystko oddam dla Niej, dla Niego! Ile w tym jest Piotrowego „życie moje oddam za Ciebie”, które jednak jest bardziej emocjonalne niż wypływające ze świadomego aktu woli? Wypływające z dobrych pobudek, ale nie ugruntowanych w rzeczywistości. To małżeńskie i nie tylko małżeńskie życie w wymiarze daru jest po prostu trudne i by móc je owocnie zrealizować nie stając się zgorzkniałym frustratem, to potrzeba tej świadomości, że wszyscy dla Boga żyją, również ja, że moje życie, ta codzienność do której tydzień temu wpuściłem Jezusa należy do Niego, że On jest jej częścią, że w Nim mam swojego Zbawiciela, Boga, Przyjaciela i Sędziego.

I tak jak tydzień temu drogą do wpuszczenia Jezusa w moją codzienność było świadome przyjęcie Go w komunii świętej, tak dziś drogą do oddawania życia Bogu, a przez Niego żonie/mężowi będzie obok nadal praktykowanego świadomego przyjmowania Ciała Chrystusa, świadoma codzienna modlitwa. Może być i krótka, byle ze świadomością z Kim się spotykam, do Kogo mówię. Te codzienne, świadome spotkania z Bogiem będą budowały moją postawę bycia dla…

ks. Maciej Dalibor
salwatorianin

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *