Niedziela na serio

Patrz na miłość

31 października 2020 0 komentarzy

Bóg, który mówi

Tak wiem, będę się powtarzał, ale zależy mi na tym, byśmy uchwycili mocno to Boże prowadzenie nas w tym czasie. Równie ważne jest to, że ten sposób Bożej pomocy nie jest zarezerwowany tylko na trudne czy wyjątkowe czasy. Pan Bóg mówi do nas każdego dnia! Mówi, bo kocha. Mówi, bo Mu zależy. Mówi, bo chce pomóc, podpowiedzieć, podprowadzić. Pomóc w czym? No przecież, że w miłości. W tym, jak uwrażliwiał Benedykt XVI w cytowanym tydzień temu fragmencie, żebyśmy nie pomylili miłości z jej podróbkami, żebyśmy nie dali się wmanipulować w pseudomiłość pozbawioną prawdy oraz żebyśmy z drugiej strony nie porwali się na podawanie prawdy bez miłości.

Zobaczmy to więc z lotu ptaka raz jeszcze i zachwyćmy się darem Bożej Opatrzności, która przygotowuje nas na różne wydarzenia i umacnia w nich wskazując kierunek. Dwa tygodnie temu rozważaliśmy słowo o tym, że tylko Bóg – stworzyciel nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych – jest prawdziwym Bogiem. Tydzień temu można było pośród ogólnopolskiej wrzawy usłyszeć, jakże ciche, ale jakże wymowne i mocne będziesz miłował Boga i bliźniego swego. Dziś z kolei Pan mówi nam przez swego Umiłowanego Ucznia:

Popatrzcie jaką miłością obdarzył nas Ojciec

1J 3, 1

Święte Miasto

Mamy dziś uroczystość Wszystkich Świętych. To dzień, który zamiast na groby powinien kierować naszą myśl ku Niebu. Ku tej rzeczywistości, która jest celem naszego życia, dla której zaistnieliśmy tzn. dla której dano nam życie, do której Wy – jako małżonkowie – siebie nawzajem prowadzicie. To też istotne, że w okolicznościach społecznego niezadowolenia, manifestowania swego zdania jesteśmy zaproszeni nie, by patrzeć na rzesze przechodzące przez nasze miasta pod znakiem błyskawicy, ale by patrzeć na rzeszę świętych stojącą pod znakiem Zmartwychwstałego Baranka.

I nie chodzi tu o to, by udawać, że tej rzeszy idącej przez nasze miasta nie ma, bo jest i być może wywołuje w nas lęk, niepewność – to naturalne, bo na naszych oczach dokonuje się jakiś przełom. Dlatego uważniej wsłuchujmy się w Jezusa, który w trudnym momencie, tuż po ujawnieniu zdrajcy, po zapowiedzeniu Piotrowi, że zaprze się Mistrza mówi uczniom:

Niech się nie trwoży wasze serce. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie!

J 14, 1

To jest właśnie to Boże prowadzenie nas: nie trwóż się, poza Mną nie ma boga. Spójrz na wielki tłum świętych ludzi i usłysz ich wołanie:

Zbawienie w Bogu naszym, Zasiadającym na tronie, i w Baranku

Ap 7, 10

To jest nieprzeliczony tłum który mamy dziś dostrzec. To jest donośne wołanie, które mamy dziś usłyszeć i to jest miejsce, którego mamy dziś dla siebie i innych tzn. wszystkich zapragnąć.

Miłość Ojca

Jednak najważniejszym co mamy dziś dostrzec i wpatrzeć się w to, nasycić się tym widokiem, to jest miłość Ojca. „Popatrzcie…” mówi nam Pan przez św. Jana. Dlaczego to jest najważniejsze? Bo gdy dostrzegam czyjąś miłość do mnie, mam szansę na nią odpowiedzieć, a dzięki tej odpowiedzi może powstać coś pięknego, może rozwinąć się życie. Przypomnijcie sobie początki Waszej, dziś małżeńskiej, relacji. Zobaczcie jak Wam zależało na tym, by okazało się, że on/ona jednak cię kocha. Ile to dawało siły! Człowiek, który jest kochany i wie o tym, doświadcza tego czuje się lepszy, jest zdolny do wielkich rzeczy, potrafi wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, daje radę przekraczać siebie, bo doświadczając miłości sam chce kochać. Możecie dziś zastanowić się, poopowiadać sobie o tym, co wtedy Was cieszyło. Jak odkrywaliście, przekonywaliście się o wzajemnej miłości, jak robicie to dziś? Być może macie dzieci. Jak one mogłyby opowiedzieć o miłości swego Taty, mówiąc do innych dzieci: popatrzcie jak kocha nas nasz Tata, zobaczcie jaka wielka jest miłość naszej Mamy do nas! A co Twoja żona powiedzieć o miłości swego męża do siebie samej. Czym może się pochwalić przed koleżankami? I odwrotnie co Twój mąż może powiedzieć o Twojej małżeńskiej miłości do niego?

Miłość Boga Ojca do nas czyni nas przyjętymi, chcianymi, uznanymi za własne dzieci. Ta miłość domaga się też odpowiedzi, a od mojej odpowiedzi na miłość Ojca zależy poziom zła w świecie. Pięknie opisał to Papież Emeryt, gdy omawiał kwestię pedofilii w Kościele (całość TUTAJ). Mówił on o kryzysie, jaki dotknął Kościół. Poruszał sprawę bardzo konkretnego zła, które się stało i na które należy w równie konkretny sposób zareagować. Pytał więc:

Co należy zrobić? Może powinniśmy stworzyć drugi Kościół, by wszystko zaczęło działać? Cóż, już podjęto taki eksperyment i już zakończył się niepowodzeniem. Jedynie posłuszeństwo i miłość do naszego Pana, Jezusa Chrystusa, może wskazać właściwą drogę (…). Przeciwstawienie się złu, zagrażającemu nam i całemu światu, ostatecznie może polegać jedynie na tym, że angażujemy się w tę miłość. Ona jest prawdziwym antidotum na zło. Moc zła wynika z naszej odmowy kochania Boga. Ten, kto powierza się miłości Boga, zostaje odkupiony. Nasze istnienie nieodkupione jest konsekwencją naszej niezdolności kochania Boga. Nauczyć się kochać Boga jest więc sposobem ludzkiego odkupienia.

Benedykt XVI (papież senior) List o przyczynach kryzysu Kościoła, III/1

Dziś też, z różnych stron dobiegają różne głosy na temat Kościoła. Nasza odpowiedź może być tylko jedna: jeszcze większa miłość. Miłość przyjęta od Ojca, odwzajemniona i przekazana światu. Zatem

popatrz jaką miłością obdarzył cię Ojciec!

Por. 1J 3, 1

Pełnej miłości niedzieli!

ks. Maciej Dalibor,
salwatorianin

Komentarze: 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *