Nadać smak małżeństwu
Jest taka właściwość, w naszym ludzkim zbliżaniu się do Bożego Słowa, że Ono powoli rozświetla nasze życie, powoli odkrywa samo siebie, powoli pomaga nam lepiej rozumieć to, co się wokół nas dzieje. Idąc po linii naszego niedzielnego cytatu, trzeba byłoby powiedzieć, że Słowo pomaga nam lepiej smakować życie.
Ten specyficznie Boży sposób prowadzenia nas do pełni życia, mogliśmy zaobserwować w naszych dwóch poprzednich rozważaniach. One się wzajemnie dopełniały. I tak jest zawsze! Słowo, zawsze tłumaczy się przez Słowo. Jeden fragment rozświetla i pomaga zrozumieć drugi, a drugi – pierwszy. Podobnie jak w małżeństwie. Żona pomaga mężowi zrozumieć siebie samego, a mąż – żonie. I choć mówi się, że „kobiety nigdy nie zrozumiesz”, to można by dopowiedzieć, z całą powagą, że to tak, jak z Bogiem. Jego głębi, wielkości, piękna, miłości do końca nigdy nie pojmiemy. Ale czy niemożność zrozumienia kobiety staje się powodem, że mąż przestaje się nią interesować, poznawać ją, kochać…? Czasem tak może być, ale nie o to chodzi w sakramencie małżeństwa. W nim jest zawarta Boża Moc, dzięki której tak mąż, jak i żona mogą znaleźć siłę. Nie swoją – bo ta jest za mała, aby dozgonnie siebie nawzajem kochać, jednocześnie przekraczając siebie, ale siłę Chrystusa Zmartwychwstałego – a ta jest wielka, bo z miłości pokonała nawet śmierć.
Wróćmy więc do niedzielnego Słowa. Słyszymy bardzo konkretne stwierdzenie:
Wy jesteście solą ziemi
Doskonale wiemy o co chodzi, bo sól nadaje smak, konserwuje itd. Zwróćmy jednak uwagę na to, co słyszymy przed Ewangelią podczas Eucharystii:
Ja jestem światłością świata! (J 8, 12)
Oczywiście w Ewangelii będzie też, że Wy jesteście światłem świata, przy czym w obu stwierdzeniach dotyczących nas, ludzi, ważne jest, skąd my to mamy?! Znów widać, jak potrzebujemy innego fragmentu Pisma, żeby lepiej pojąć ten, który rozważamy. Tu wszystko bierze się od Chrystusa. On jest u początku wszystkiego. W Liturgii Eucharystycznej słyszymy za każdym razem:
Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie Boże Ojcze Wszechmogący wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków Amen.
Podobnie w małżeństwie. Jego początkiem, trwaniem i końcem jest Chrystus. A samo małżeństwo, ma być na chwałę Pana Boga. Idąc tym tropem wracamy do naszego niedzielnego cytatu, by stwierdzić, że małżonkowie żyjąc w bliskości z Chrystusem, doświadczają Jego Mocy, więc ich małżeństwo jest pełne światła. Oni sami stają się, dzięki temu, solą dla ziemi, która jest nam tak potrzebna. Jak bardzo piękne są pełne Chrystusa małżeństwa. Nie brakuje w nich też trudów, kłótni, nieporozumień – to jasne, ale wszystko to, co w nich trudne, a także to co piękne jest przez nich przeżywane z dawcą Miłości. Bycie „solą ziemi” jest istotowo powiązane z „Ja jestem światłością”! Chrystus od razu dodaje:
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia
Spójrzmy jeszcze na praktyczny wymiar bycia solą ziemi. Pokazany jest on nam w I czytaniu:
Dziel swój chleb z głodnym, do domu wprowadź biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwracaj się od współziomków.
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzeknie: „Oto jestem!”
Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem».
Iz 58, 7-10
Warto prześledzić te wskazania w kontekście Waszego małżeństwa. Bo to w Waszej relacji, w tym co dzieje się między Wami, jak Wy nawzajem do siebie się odnosicie jest początek bycia solą dla ziemi. Najpierw bądźcie nią dla siebie nawzajem. Bywa czasem, że potrafimy dzielić się z głodującymi, żałujemy i pomagamy biednym itd., a tymczasem to Twoja żona, czy Twój mąż pozostaje głodna Twojej czułości, jest tułaczką z powodu Twojej ciągłej nieobecności, czuje się naga z powodu Twej zaborczości i poniżania jej czy po prostu zwyczajnie przykro jej, kiedy odwracasz się do niej plecami np. ignorując ją.
Tutaj chodzi o drobne gesty. O to, żeby podzielić się czymś ze współmałżonkiem. W czytaniu jest mowa o chlebie. Wiemy, że Pan stał się dla nas chlebem, czyli czymś powszednim, codziennym. Podziel się z żoną/mężem czymś zwyczajnym, powszednim – czymś co nasyci jej/jego największy dzisiejszy głód, który przeżywa w związku z waszym małżeństwem.
Idź dalej, nie zatrzymuj się, i zastanów się, co w kontekście Waszego bycia razem mogą oznaczać słowa o wprowadzeniu w dom biednych tułaczy, o przyodzianiu nagiego, o nieodwracaniu się od siebie.
A może pójdziesz jeszcze dalej i zaproponujesz swej żonie/swemu mężowi, żebyście o tym porozmawiali. Może łatwiej będzie napisać do siebie listy jak Wam jest ze sobą nawzajem w kontekście dzisiejszej Liturgii Słowa. Potem możecie się nimi wymienić. Kiedy będzie to przeżywane w światłości Pana, zaopiekowane modlitwą za siebie nawzajem, to nie grozi Wam katastrofa wzajemnych oskarżeń. Przyjmijcie siebie nawzajem, dajcie sobie prawo do odczuwania tego, co się w Was dzieje i budujcie Wasze małżeństwo przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, na Bożą chwałę. Przecież jesteście solą dla ziemi.
Błogosławionej niedzieli!
[…] http://www.taknaserio.com […]