Gra pozorów
Prawda
Słuchając Jezusa jesteśmy najbliżej prawdy. Oczywiście możemy z nią nic nie zrobić, czy nawet zakwestionować. Nie sprawi to, że prawda przestanie być prawdą. Widelec nie stanie się łyżką tylko dlatego, że nazwę go łyżką. Nie przestanie być lampą lampa tylko dlatego, że umówimy się, że już nią nie jest. Przecież, gdy zdenerwowane dziecko krzyczy Ci w twarz:
Nie jesteś już moją matką!
to nie przestajesz nią być. Owszem doświadczasz bólu, odrzucenia, może zastanawiasz się nad własnymi błędami w wychowaniu, ale dalej jesteś matką tego dziecka. Gdyby to dziecko zamknęło się w powyższym stwierdzeniu, opuściło rodzinny dom bez pojednania, to ono skazuje się na życie bez podstawowego odniesienia do matki. Bez jej obecności, pomocy, troski…
Podobnie człowiek odrzucający prawdę. Skazuje się na życie w tułaczce, bez podstawowego odniesienie do obiektywnego centrum rzeczywistości. Porzucając prawdę trafiamy do krainy, gdzie wszystko jest na opak, a my stajemy się niepodobni do naszej natury (zob. św. Augustyn, Wyznania VII 10.16). Bez prawdy nie potrafimy siebie zdefiniować do końca. Próbujemy – najczęściej poprzez odniesienia do użyteczności, wiedzy, posiadania, atrakcyjności – ale to prowadzi do wojen między nami, niszczenia siebie, stajemy się przez co coraz bardziej krusi, osamotnieni więc usychamy jak drzewo, którego korzenie nie sięgają już życiodajnych soków (zob. Benedykt XVI, Poznanie prawdy. Wykłady papieskie, s. 76-77).
Słuchanie słowa życia
Stąd tak ważne jest wsłuchiwanie się w Jezusa. W to, co ma do powiedzenia Bóg. W Tego, który przyniósł nam prawdę, Który sam jest Prawdą, a także Drogą, Życiem i Zmartwychwstaniem. Wielkie znaczenia ma, czy my chrześcijanie, katolicy będziemy dawać pierwszeństwo we wszelkich naszych codziennych aktywnościach, słuchaniu słowa Bożego, słuchaniu Jezusa. Od tego zależy jakość naszego kontaktu z rzeczywistością. Skoro „wiara rodzi się z tego, co się słyszy” (Rz 10, 17), to idąc za papieżem Benedyktem XVI należy stwierdzić, że „dzisiejszy kryzys prawdy jest zakorzeniony w kryzysie wiary” (Benedykt XVI, Poznanie prawdy. Wykłady papieskie, s. 87). Dzisiejszy zamęt w umiejętności jasnego ocenienia niektórych zjawisk społecznych związany jest ze słabością naszej wiary, czyli naszego żywego kontaktu z Bogiem. To podobnie jak w małżeństwie. Jeśli nie rozmawiasz z żoną, nie słuchasz jej to nie potrafisz właściwie ocenić jej zachowania. Nie pozwalając mężowi mówić nie wiesz czym żyje, tracisz z nim kontakt i przestajesz rozumieć jego zachowania.
Wsłuchajmy się więc w niedzielne słowo Boże:
Jezus, nauczając rzesze, mówił:
«Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok».
Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.
Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie».
Mk 12, 38-44
Rozpoznać sytuację
Jezusowi zależy na każdym człowieku. Zależy Mu tzn., że chce prawdziwego dobra każdej osoby. Dlatego dobiera On środki do konkretnej osoby, sytuacji, miejsca, aby dać każdemu szansę na prawdziwe dobro. Nie zadowala się Jezus pozornym dobrem osoby. Jakimś świętym spokojem. Nie chodzi Mu o to, by było miło i bezboleśnie. Co z tego, że dziś będzie miło, nie będzie napięć, kryzysów, a jutro osoba umrze i będzie cierpieć w czyśćcu czy nie daj Boże, znajdzie się w piekle – bo dziś było miło. Tu jest właśnie kwestia rozróżniania prawdy od fałszu. Mogę uznać, że prawdziwym dobrem osoby jest, żeby się nie denerwowała, nie przeżywała trudności czy napięć. Wtedy Jezus nie powiedziałby strzeżcie się uczonych w Piśmie, przecież te słowa musiały wywołać w nich trudne uczucia. Na pewno nie było im miło, a jednak Jezus mówi te słowa. Po co? Aby dać im szansę na nawrócenie, na dostrzeżenie swej fałszywej dwulicowości.
Powierzchowność
Pierwsze przed czym Jezus dziś przestrzega to powierzchowność. Wprost dotyczy ona w tym tekście duchownych, przywódców wspólnoty wiernych i my potrzebujemy się skonfrontować z tym słowem Jezusa, aby wierzący nie musieli się nas strzec w trosce o zbawienie samych siebie. Spróbujmy jednak zobaczyć te słowa również w małżeńskim kontekście. W nim też grozi wejście w świat powierzchowności.
Jesteście dla siebie nawzajem, a zwłaszcza dla Waszych dzieci przywódcami wspólnoty, liderami, stróżami domowego Kościoła. Nie będę pisał, mam nadzieję, że nie ma takiej potrzeby, o dwulicowej religijności rodziców prowadzących swoje dzieci na przygotowanie do pierwszej komunii świętej. Wożą oni swoje dzieci na niedzielną Eucharystię, bo tego wymaga katecheta, a sami w tym czasie robią zakupy albo stoją pod kościołem z innymi rodzicami paląc papierosy, rozmawiając, prowadząc życie towarzyskie. Ogromną krzywdę robią swym dzieciom. Podobny proceder można zaobserwować podczas tzw. białego tygodnia. Dzieci w strojach komunijnych w kościele na Mszy Świętej, a rodzice przed kościołem załatwiają interesy. Bardzo smutny widok, bo idzie wraz z nim informacja dla dzieci, że to wszystko to cyrk, szopka, kulturowy wypas owiec, by mogły się najeść tzn. by zebrać prezenty, a wcześniej by mieć straszak na dziecko. W języku kościelnym nazywa się to świętokradztwem i nie chodzi tu o dzieci, ale o rodziców, którzy używają świętych rzeczy do innych celów. Duża to szansa – pierwsza komunia dziecka – dla rodziców na pogłębienie własnej wiary, na zbliżenie się czy powrót do Boga czy też na podjęcie odważnej decyzji, że nie chce mieć z Panem Bogiem nic wspólnego. I Jezus pytał swych uczniów czy chcą Go opuścić. Pytanie zasadne, czy od strony duchownych to też nie jest gwałt na sakramentach, kiedy dopuszcza się do nich osoby de facto niewierzące.
Niby blisko, ale czy jednak nie daleko?
Innym przykładem religijnej powierzchowności, który coraz bardziej rozszerza się w naszym społeczeństwie jest przychodzenie na Eucharystię, ale bycie jakoś obok niej. Niby jestem, przyszedłem, coś tam do mnie dolatuje, ale moje serce jest daleko. Z coraz większym niepokojem obserwuję z mojego zakonnego okna stojących przed kościołem ludzi, którzy przyszli na niedzielną Eucharystię. Rozumiem, że to wzięło się pewno z covidowych obostrzeń, że inaczej nie można było, że obawa przed bliskim kontaktem z innymi ludźmi. To jest zrozumiałe. Nie mówię o samym procederze uczestnictwa w Eucharystii pozostając fizycznie poza budynkiem kościoła. Czasem nie ma innego wyjścia. Pytanie, które zostawiam, czy wszystkie przypadki są tymi sytuacjami bez wyjścia?
Chodzi mi bardziej o sposób uczestnictwa. Będąc poza budynkiem, w którym sprawowana jest Msza Święta, uczestniczenie w Niej jest po dwakroć trudne. Trzeba więc dużego duchowego wyrobienia, dużej duchowej troski, aby w taki sposób owocnie w Eucharystii uczestniczyć. To, co obserwuję bardzo mnie niepokoi. Całe rodziny z dziećmi, małżonkowie, starsi, młodsi – ogólny przekrój społeczeństwa, który przygotuje sobie trudności w wierze, a może i utratę wiary. Godzina przestana na świeżym powietrzu, przegadana z dziećmi, znajomymi, co chwilę spoglądanie na telefon, kilka wiadomości wysłanych, media społecznościowe sprawdzone, w międzyczasie podziwianie widoków dookoła, wpatrywanie się w ludzi, którzy podobnie się nudzą, czasem obserwowanie skaczących po drzewach, bawiących się dzieci – takie nie wiadomo, czy jesteśmy w kościele, na pikniku, obowiązkowym zlocie sąsiadów czy wycieczce.
Najważniejsze musi być przygotowane
Skoro Eucharystia jest najważniejszym naszym spotkaniem z Bogiem. Skoro jest sednem życia duchowego, w którym najmocniej możemy doświadczyć Pana Boga, to potrzeba o Nią zadbać. Spróbujcie takie zachowania z uczestniczenia w Eucharystii przenieść na Wasze intymne małżeńskie spotkania. Spróbujcie w intymności Waszej sypialni zachowywać się tak samo. Przenieście się poza łózko, sprawdzajcie co jakiś czas telefon, rozglądajcie się wokół siebie, krzyczcie coś do dzieci, żeby się uspokoiły czy coś w ten deseń…, myślcie o tym co będziecie robić za godzinę, albo jutro, albo gdzie pojedziecie na wakacje…
Spróbujcie się tak zachowywać podczas spotkania o pracę albo podczas rozmowy z szefem o podwyżce. Zorganizujecie w takim stylu urodziny Waszego dziecka, albo wyobraźcie sobie, że tak zachowują się goście na Waszych urodzinach – przykre, prawda?
Nie chodzi o to, że Panu Bogu jest przykro, bo On sobie świetnie radzi bez naszego uczestnictwa w Eucharystii. On go nie potrzebuje. To ja potrzebuję Eucharystii, ja potrzebuję tej duchowej podwyżki, intymności z moim Bogiem, świętowania z Nim. Ja więc potrzebuję również przygotowania się do tego spotkania, zadbania o szczegóły, troski o to jak to spotkanie będzie przebiegało.
I tu też jest konieczny apel do duchownych, służby liturgicznej, organistów, aby to co robią robili z sercem, aby sami tym co robią i jak robią chwalili Boga, aby chcieli robić to ze względu na Jego chwałę i na zbawienie ludzi.
Nie wolno nam powierzchownie podchodzić do Najświętszej Ofiary. Ona jest zbyt cenna, aby ją odbębnić, zlekceważyć, uprzedmiotowić. Jest Ofiarą Jezusa Chrystusa, jest uobecnieniem Jego krzyżowej Męki, daje nam dostęp do Jego Zmartwychwstania, udziela nam darów i owoców Ducha Świętego. Mamy w Niej ogromne bogactwo. Chyba, że w to nie wierzę, ale wtedy potrzebuję się skonfrontować z pytaniem Jezusa: „czy i Wy chcecie odejść?” (J 6, 67)
Na serio
Niech ta niedzielna Ewangelia będzie dla nas wezwaniem do głębi w przeżywaniu relacji z Panem Bogiem. Niech da nam impuls do zobaczenia, ile w moich spotkaniach z Panem, szczególnie tych na Eucharystii, jest powierzchowności, gry pozorów, a ile żaru miłości. Niech przypominają Wam o tym Wasze małżeńskie zbliżenia, Wasze chwile intymności, bliskości, czułości – je też warto prześwietlić pod kątem gry pozorów i żaru miłości.
Przygotujcie Wasze niedzielne uczestnictwo w Eucharystii. Może uda się Wam i w dzień powszedni pójść do kościoła, żeby być z Jezusem. Nie dajcie się zabić powierzchowności. A może uda się Wam także pięknie zadbać o Waszą małżeńską intymność w tym tygodniu?
Niech Pan strzeże Was, Waszych serc, małżeństw i rodzin
Komentarze: 0