I że Cię nie opuszczę…
Monogamia a nierozerwalność
W ostatnim, czwartym rozdziale Miłości i odpowiedzialności Karol Wojtyła rozważa następujące aspekty małżeństwa: monogamię i nierozerwalność, instytucjonalną wartość, płodność i rodzicielstwo oraz normy małżeńskiego pożycia.
Podstawą ostateczną zasady monogamii jest norma personalistyczna. Jeżeli jedna osoba nie może być dla drugiej osoby przedmiotem użycia, tylko podmiotem miłości, potrzebne są odpowiednie ramy dla związku mężczyzny i kobiety, w którym pełne współżycie seksualne realizuje się tak, że równocześnie jest zabezpieczone trwałe zjednoczenie osób wchodzących w ten związek. Taki związek nazywa się małżeństwem.
Próby innego rozwiązania problemu małżeństwa – poza ścisłą monogamią, w czym już zawiera się nierozerwalność – są niezgodne z normą personalistyczną, nie dorastają do jej ścisłych wymagań. Monogamia jako jedyna zapewnia odpowiedni kontekst dla wypełnienia tej normy.
Stwarza bowiem instytucjonalne ramy dla prawdziwie ludzkiej – to znaczy obejmującej nie tylko wymiar seksualny, ale i emocjonalny i duchowy – miłości między osobami, która dzięki temu dokonuje się w sposób odpowiadający ich godności ludzkiej.
Z wymogami normy personalistycznej kłóci się poligamia, a także rozerwalność prawnie zawartego małżeństwa, czyli rozwód, który zresztą w praktyce prowadzi do poligamii.
W wypadkach, w których wspólne życie małżonków z jakichś prawdziwie poważnych przyczyn (zwłaszcza z przyczyny zdrady małżeńskiej) staje się niemożliwe, istnieje tylko możliwość separacji, czyli rozdzielenia małżonków bez zrywania samego małżeństwa. Mężczyzna i kobieta, współżyjąc z sobą po małżeńsku, jednoczą się jako osoby, a zjednoczenie to trwa tak długo, jak długo te osoby żyją. Z tego punktu widzenia mężczyzna i kobieta, którzy w ramach ważnie zawartego małżeństwa współżyli z sobą po małżeńsku, obiektywnie są zjednoczeni z sobą w sposób nierozerwalny i niczego nie zmienia w tym ta okoliczność, że z biegiem czasu któreś z nich lub nawet oboje przestają tego chcieć.
Zasada monogamii i nierozerwalności małżeństwa wymaga integracji miłości. Bez niej małżeństwo jest olbrzymim ryzykiem.
Mężczyzna i kobieta, których miłość gruntownie nie dojrzała, nie powinni zawierać małżeństwa, nie są, bowiem przygotowani do tej próby życiowej, jaką ono stanowi.
Nie tyle zresztą chodzi o to, aby w chwili zawierania małżeństwa ich miłość była już ostatecznie dojrzała, ile o to, aby była ona dojrzała do dalszego dojrzewania w ramach małżeństwa i przez małżeństwo.
Wartość instytucji małżeństwa
Małżeństwo jest sprawą międzyludzką i sprawą społeczną. Zwyczajnym następstwem współżycia płciowego mężczyzny i kobiety jest potomstwo. Dziecko to nowy członek społeczeństwa – społeczeństwo musi je przyjąć, a nawet zarejestrować. Urodzenie dziecka sprawia, że oparty na współżyciu seksualnym związek mężczyzny i kobiety staje się rodziną.
Rodzina sama jest już społecznością, małym społeczeństwem, od którego zależy w swym istnieniu każde wielkie społeczeństwo, np. naród, państwo, Kościół.
Małżeństwo służy przede wszystkim istnieniu, ale opiera się na miłości. Pełną wartość instytucji ma również takie małżeństwo, które bez żadnej winy małżonków jest bezdzietne. Inna rzecz, że małżeństwo w pewien sposób pełniej służy miłości, kiedy służy istnieniu, kiedy staje się rodziną. Realizacja pierwszorzędnego celu małżeństwa domaga, się, aby charakter międzyosobowy był jak najpełniej w nim zrealizowany, aby miłość małżonków była jak najbardziej dojrzała i twórcza. Trzeba dodać, że jeśli w jakiejś mierze już jest dojrzała, to dojrzewa tym bardziej przez prokreację.
Takie znaczenie posiada instytucja małżeństwa. W społeczeństwie uznającym zdrowe zasady etyczne i żyjącego wedle nich (bez faryzeizmu i pruderii) jest ona potrzebna w tym celu, aby świadczyć o dojrzałości samego zjednoczenia mężczyzny i kobiety, o miłości, jaka ich trwale łączy i zespala. I w tej funkcji instytucja małżeństwa potrzebna jest nie tylko ze względu na społeczeństwo, z uwagi na „innych” ludzi, którzy do niego należą, ale także – i to przede wszystkim – z uwagi na same te osoby, które w małżeństwo wchodzą. Nawet wówczas, gdyby nie było wokół nich żadnych innych ludzi, instytucja małżeństwa byłaby im potrzebna.
Fakty współżycia seksualnego mężczyzny i kobiety domagają się instytucji małżeństwa jako naturalnej dla siebie oprawy, instytucja uprawnia te fakty przede wszystkim w świadomości samych osób biorących udział we współżyciu seksualnym.
Współżycie seksualne poza małżeństwem stawia osobę w pozycji przedmiotu użycia dla drugiej osoby. Dlatego moralnie złe jest cudzołóstwo w najszerszym znaczeniu tego słowa. Cudzołóstwo zachodzi szczególnie wtedy, gdy czyny te dotyczą osoby, która jest „cudzą żoną” lub „cudzym mężem”, wówczas zawiera ono w sobie tym większe zło moralne, płynące z naruszenia porządku sprawiedliwości, z przekroczenia granicy pomiędzy „własne” a „cudze”. O własności, o wzajemnym należeniu osób do siebie stanowi w tym wypadku instytucja małżeństwa monogamicznego i nierozerwalnego.
Moralnie zły jest każdy fakt współżycia seksualnego mężczyzny i kobiety poza instytucją małżeństwa, zarówno, więc stosunki przedmałżeńskie, jak i pozamałżeńskie. Moralnie zła jest tym bardziej tzw. programowa „wolna miłość”, w niej bowiem zawiera się odrzucenie instytucji małżeństwa lub też zredukowanie jej roli w dziedzinie współżycia mężczyzny i kobiety.
Zachodzi ponadto potrzeba usprawiedliwienia faktu współżycia mężczyzny i kobiety wobec Boga-Stwórcy. Nie wystarczy, że kobieta odda swoją osobę przez małżeństwo mężczyźnie, a on jej swoją. Jeśli każda z tych osób jest równocześnie własnością Stwórcy, wobec tego i On, Stwórca, musi oddać jego jej, a ją jemu, a w każdym razie musi zaaprobować ich wzajemne oddanie się zawarte w instytucji małżeństwa.
Małżeństwo to nic innego jak instytucja oparta na zrozumieniu prawa Stwórcy względem osób zawierających je.
Małżeństwo jako sakrament zakłada przede wszystkim pełne zrozumienie tego prawa. Oprócz tego jednak sakrament małżeństwa wyrasta na gruncie przeświadczenia, że usprawiedliwienie człowieka wobec Boga dokonuje się zasadniczo przez łaskę.
ks. Artur Stobierski SDS
Komentarze: 0