Czego szukacie?
Co roku gdy świąteczny, bożonarodzeniowy czas dobiega końca, próbuję spojrzeć na niego z dystansu, żeby spróbować zauważyć, w jakich obszarach mojego życia szczególnie mocno narodził się Pan Jezus, gdzie najbardziej potrzebuje otoczyć Go troską, pozwolić Mu wzrastać. Gdy zatrzymamy się na chwilę – i spróbujemy zobaczyć, co szczególnie mocno, poprzez swoje Słowo, drugiego człowieka, rożne wydarzenia pokazywał nam Pan Bóg w tym czasie – to często okazuje się, że te wątki, jak mozaika, układają się w jakąś całość, że jest w tym jakaś myśl przewodnia. Święto Objawienia Pańskiego jest dziś dla mnie okazją, by spojrzeć na te różne małe elementy w świetle Bożego Słowa i zobaczyć, jaki obraz tym razem z nich się wyłania, w jaki sposób Pan Bóg objawia w nich Siebie.
W tym roku w okolicach Świąt Bożego Narodzenia było wyjątkowo dużo dni wolnych, co po bardzo dla nas wyczerpującym jesiennym czasie i Adwencie postanowiliśmy wykorzystać, by w końcu trochę odpocząć, pobyć razem, spotkać się z bliskimi. Po długim okresie pędu, sprawdzianów w szkole, obowiązków, przygotowań świątecznych przyszedł czas, by trochę wyhamować, po prostu pobyć. I tu pierwsze zaskoczenie, podskórnie oczekując sielanki, byłam bardzo zdziwiona, jak mimo dobrych chęci, o byle co wychodzą jakieś trudności w relacjach, niespodziewane małe konflikty bez przyczyny. Dopiero po kilku dniach zaczęłam obserwować, jak po prostu całe napięcie, zmęczenie i emocje ostatnich tygodni zaczyna się uwalniać, kiedy w końcu wyhamowaliśmy, puściliśmy kontrolę, nie musieliśmy działać według codziennego harmonogramu. Każdy swoje zmęczenie odreagowuje inaczej, ale łatwo przeoczyć, jak to wpływa na nasze wzajemne relacje w rodzinie.
Bardzo łatwo wtedy o konflikt. Czasem zanim zorientujemy się, w domu zaczyna iskrzyć, padają niepotrzebne słowa, a zamiast sielankowego rodzinnego czasu przy choince wybucha kolejna, niespodziewana kłótnia praktycznie bez powodu. I tu pojawia się kolejny problem, bo często tego zmęczenia nie da się uniknąć i takie sytuacje będą się zdarzały, ale od nas zależy, jak je przeżyjemy, jakie wnioski wyciągniemy. W te dni jeszcze mocniej zauważyłam, jak często gdy wybucha jakiś konflikt, skupiamy się odruchowo na tym, by udowodnić drugiej osobie swoją rację, pełni emocji trwonimy na to mnóstwo energii i gubimy w tym wszystkim drugiego człowieka: żonę, męża, dziecko, rodziców, siostrę, brata, relację z każdą z tych osób. I tak dla mnie ważnym pytaniem tych dni stało się:
o co mi chodzi o rację czy o relację?
Czy chcę coś komuś udowodnić, czy zależy mi na osobie, na więzi?
Jak zwykle z pomocą przyszło mi Słowo Boże z liturgii dnia. W dniu, w którym nie było nam się łatwo porozumieć w rodzinie i co chwilę wybuchały jakieś sprzeczki, których przecież w głębi serca nikt z nas nie chciał, czytaliśmy akurat Ewangelię świętego Jana (J 1, 35-42), w której dwaj uczniowie spotykają Pana Jezusa i idą za Nim, a On zadaje im pytanie, które tego dnia stało się dla mnie bardzo ważne i bardzo osobiste:
Czego szukacie?
J 1
Czego szukamy, czego ja szukam w moich relacjach z mężem, dziećmi, rodziną? Czy tylko świętego spokoju, sielanki, dobrej zabawy i beztrosko spędzonego czasu? Kiedy relacje są bliskie, czujemy się bezpieczniej niż z przygodnymi znajomymi, pozwalamy sobie bardziej na bycie sobą, spotykamy się prawdziwie, nie zawsze musi to być sielankowy czas. To że ja właśnie zostawiłam za sobą bagaż wydarzeń ostatnich dni i właśnie jestem gotowa spokojnie wypocząć, wcale nie znaczy, że mój mąż jest na tym samym etapie, często obserwuję to podczas naszych urlopów, że potrzebujemy zupełnie innego czasu, by wyhamować i zacząć cieszyć się wolnymi chwilami. Decydując, że relacja jest dla mnie ważniejsza od racji, będę starała się przyjąć bliską mi osobę ze wszystkim, co się w niej dzieje, stawiając granice, które nie chcę, żeby zostały przekroczone wobec mnie, ale nie przekreślając drugiej osoby. Kiedy mąż odwróci się na pięcie zdenerwowany czymś co dla mnie wydaje się w ogóle nieistotne i wspólny wieczór wisi na włosku, mogę wyrazić, że nie jest mi dobrze z tym, jak się wobec mnie zachował, ale nie oskarżać, nie odrzucać go z tym wszystkim, co się w nim dzieje, bo prawdopodobnie wcale nie chodzi w ogóle o mnie, ani jakiś drobiazg w domu, który wywołał kłótnię, ale o stresującą sytuację z pracy, którą właśnie odreagowuje, bo wcześniej nawet nie zauważył, ile stresu go kosztowała.
Czego szukamy? Czesto boimy sie konfliktów, kłótni w domu, wydaje się nam, że są one czymś złym. Tym czasem chyba nie da się ich uniknąć w rodzinnym życiu, ale dobrze przeżyte, bo nawet pokłócić można się z miłością, mogą być bardzo oczyszczające, twórcze, mogą prowadzić do większej bliskości. Jeśli przeżyjemy je ze świadomością własnej słabości, tego że kiedy jesteśmy blisko, łatwo naciskamy sobie na odcisk, z pragnieniem pogłębienia relacji a nie udowodnienia racji, rozmową, przyjęciem i przebaczeniem mogą sprawić, że rodzinny czas może nie będzie sielankowy jak w świątecznych filmach, ale prawdziwy i prowadzący do rozwoju.
W Ewangelii Świętego Jana, którą wspominałam, zachwyca mnie to, że z jednej strony stajemy się dla siebie świadkami jak choćby Andrzej dla swojego brata Piotra, ale ostatecznie liczy się nasze osobiste spotkanie z Panem Jezusem, a On spotyka się z każdym z nas takimi, jacy jesteśmy w danej chwili. Uczy przyjmowania drugiego człowieka. Ale przede wszystkim tego, że potem liczy się nasze osobista relacja z Nim, która będzie owocować też pięknymi relacjami z ludźmi. Ostatecznie mam wpływ tylko na siebie, na to jak ja przeżyję różne sytuacje z codziennego życia. Dla każdego z nas w te Święta Pan Jezus narodził się w inny sposób, w innych okolicznościach, pokazał miejsca, gdzie najbardziej potrzebujemy się o Niego zatroszczyć. Dla mnie w potrzebie zadbania o własny odpoczynek, bo bez tego nie zatroszczę się o bliskie mi osoby i trosce o relacje, najpierw o moją osobistą z Panem Jezusem, z sobą samą i dzięki temu z drugim człowiekiem, zwłaszcza, gdy pojawiają się trudności. A dla Ciebie? Myślę, że warto odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Komentarze: 0